W ŚWIĘTA NAJWAŻNIEJSI SĄ LUDZIE – rozmowa z Aleksandrą Rak, autorką serii „Pensjonat na wzgórzu”

Aleksandra Rak - Pensjonat Na Wzgórzu

Aleksandra Rak, autorka powieści obyczajowych akcję serii „Pensjonat na wzgórzu” umieściła w Bieszczadach. Cztery tomy, z których ostatni, zatytułowany „Bieszczadzka kolęda” ukazał się niedawno, pokazują skomplikowaną historię rodzinną trzech sióstr. O tym, która z bohaterek jest jej ulubioną, kim są Boroczki i na czym polega prawdziwa wartość świąt z pisarką rozmawia Ewa Pajdzik-Mętel.

Seria obyczajowa Pensjonat na wzgórzu osadzona została w bieszczadzkim krajobrazie. Skąd pomysł na umieszczenie akcji właśnie w tym górskim zakątku Polski?

Kiedyś pojechałam z rodziną na wakacje w Bieszczady. Zapamiętałam, że były wyjątkowo urokliwe i spokojne. Kiedy szukałam akcji dla serii, uznałam, że to może być dobry trop. Mała miejscowość, pensjonat osadzony gdzieś na uboczu i ta „poszarpana” rodzina. Ludwik, powieściowa głowa rodziny podkreśla, że córki są jego bieszczadzkimi aniołami i kocha je równo, mimo dzielących ich różnic.

Na kartach czterech tomów poznajemy historię trzech sióstr, które nie utrzymują ze sobą stałego kontaktu. Kobiety wiele dzieli, ale także sporo łączy. Czy masz wśród nich swoją ulubienicę?

Tak, zdecydowanie moją ulubienicą jest Klaudia, choć trudno wskazać mi, dlaczego właśnie ona. Wydaje mi się, że to przez pewne podobieństwo w charakterze i sposobach działania. Ja podobnie, tak jak Klaudia, w sytuacjach trudnych wpadam w lekki popłoch i irytację. Jednocześnie jestem bardzo mocno związana z rodzicami, tak jak ona z ojcem. No i oczywiście poprzez miłość, jakiej niejedna z nas chciałaby doświadczyć.

Rodzinny pensjonat to miejsce, które nieoczekiwanie zbliża do siebie poróżnione siostry. Trudne doświadczenia zmuszają je, do podjęcia poważnych decyzji i przeorganizowania swojego życia. Jak myślisz, jak duży wpływ na naszą osobowość mają bolesne zdarzenia i czy takie powroty do domu po latach bywają niełatwe?

Myślę, że powroty nigdy nie są łatwe, nawet jeśli wracamy do domu, w którym czujemy się dobrze i bezpiecznie. Bo kto lubi wracać z wymarzonych wakacji? Jednak dla sióstr powrót do rodzinnego pensjonatu był naprawdę trudny, musiały zmierzyć się z wieloma wspomnieniami, niektóre z nich były naprawdę bolesne. Do tego doszła choroba ojca i kompletny brak porozumienia pomiędzy nimi. Każda uważała, że jej pomysł na rozwiązanie problemów jest najlepszy i żadna nie planowała zwierzać się ze swoich planów pozostałym siostrom.

Pensjonat, goście, gospodarstwo i pasieka to ogrom pracy, który wypełnia cały czas Ludwika. Jest dla niego jedynym życiem jakie zna i posiada wartość bezcenną. Kiedy przychodzą problemy zdrowotne, pojawia się pomysł sprzedaży pensjonatu… Finalną decyzję podjęli bohaterowie, czy autorka?

Każdą decyzje podejmują bohaterowie. Wielokrotnie powtarzam, że to zawsze oni kierują historią, ja już nie próbuję nawet z nimi walczyć. Oczywiście, że mam jakiś plan powieści, ale często go modyfikuję. Myślę jednak, że podjęłabym taką samą decyzję jak siostry, mimo że nie była ona łatwa. Wiele razy w życiu stajemy na rozdrożu i musimy podejmować trudne dla nas decyzje, które nie zawsze są zgodne z naszymi pragnieniami.

Aleksandra Rak - Pensjonat Na Wzgórzu

W serii Pensjonat na wzgórzu prym wiodą rodzinne relacje i związki – nieidealne, zagmatwane związki ludzi zmagających się z problemami codzienności. Czy historia Martyny, Klaudii i Patrycji inspirowana jest losami realnych postaci, czy od początku do końca stworzona została przez Aleksandrę Rak?

Nie wzorowałam się na żadnych prawdziwych relacjach. Oczywiście nie wykluczam, że podobne mogły mieć miejsce, ale jeśli wystąpiła taka zbieżność to jest ona kompletnie przypadkowa. Oczywiście, każda bohaterek otrzymała jakąś moją cechę i przyzwyczajenia, jak np. Boroczek, którego uwielbia Klaudia. Jedynym prawdziwym wydarzeniem opisanym w tej serii jest wypadek w dniu wigilii, który został przeze mnie opisany w „Bieszczadzkiej kolędzie”.

Często bywa tak, że zajęci sprawami codzienności, nie dostrzegamy istotnych problemów, z którymi borykają się nasi najbliżsi. Jedna z bohaterek przechodzi załamanie psychiczne, niestety nie zostaje to dostrzeżone przez jej bliskich. Co możemy zrobić, by w porę zareagować i być wsparciem w takiej sytuacji?

To ogromnie trudne wychwycić moment, w którym poznamy, że dana osoba potrzebuje pomocy. Ludzie świetnie się maskują, twierdzą, że to chwilowe, lub że właściwie nic się nie dzieje. Najważniejsze to obserwować i nie udawać, że nic się nie dzieje. Walka o powrót do zdrowia jest bardzo trudna, wyczerpująca i wymaga wiele wysiłku początkowo głównie ze strony osób, które chcą pomóc. Ważne jest również, by osoba, która już uświadomi sobie, że potrzebuje pomocy, nie bała się o nią poprosić.

W serii pojawia się motyw macierzyństwa, który nie zawsze jest kolorowe. Pokazujesz skrajne emocje, jakie towarzyszą wejściu w tę nową rolę w życiu. Czy według Ciebie do macierzyństwa można się przygotować?

Chyba nie ma na to jednej prostej i konkretnej recepty. Jeśli miałabym udzielić przyszłym mamom jednej rady, powiedziałabym im – słuchajcie siebie i swojej intuicji a wszystko będzie dobrze. Macierzyństwo jest nie tylko piękne i kolorowe, często przybiera ciemne odcienie, potykamy się i doświadczamy problemów, o których nawet byśmy nie pomyśleli. Uśmiech dziecka jednak wszystko wynagradza.

Akcja ostatniego tomu z serii, „Bieszczadzkiej kolędy” rozgrywa się w okresie świątecznym. Klimat świąt towarzyszy nam podczas całej opowieści, lecz ostatecznie punkt kulminacyjny wcale nie taki, jakiego życzyliby sobie bohaterowie. Jak myślisz, w czym tkwi sekret magicznych świąt?

Ludzie wyobrażają sobie, że ten jeden wieczór ma w sobie takie pokłady magii i cudowności, że nagle może odmienić nasze życie. Niestety, prowadzi to do wielu rozczarowań. To normalne, że nie wszyscy pojawią się na wigilijnej kolacji na czas albo że karp się przypiecze. Najważniejsi w tym dniu są ludzie, emocje, uczucia. Nie zapominajmy o tym, że nikt nie skomentuje nieumytych okien. Ten wieczór pozwala nam zatrzymać się, w spokoju zjeść kolację w gronie najbliższych, nacieszyć się sobą i poczuć ten dziecięcy zachwyt nad choinką i prezentami. Rodzina, ona jest najważniejsza.

Symbolem rodzinnych świąt w pensjonacie na wzgórzu są skrzaty. Czy w domu Aleksandry Rak panuje podobny zwyczaj?

Oczywiście! Skrzaty w za dużych czapkach, które nazwałam Boroczkami mają w moim domu szczególnie miejsce i co roku pojawia się jakiś nowy lokator. Wszystko zaczęło się od drewnianych ozdób choinkowych, które dawno temu kupiła moja mama. Te krasnale tak mi się spodobały, że po ślubie mama podarowała mi je wszystkie. I od tamtej pory Boroczki mają szczególne miejsce w moim domu w święta.

Życzę Ci zatem pięknego świętowania wśród Boroczków i dziękuję za rozmowę.

Dziękuję!

Aleksandra Rak - Pensjonat Na Wzgórzu

Related articles