KANTOR – Wystawa fotografii Konrada Pollescha

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Galeria Atelier w Chełmie zaprasza na wernisaż wystawy fotografii i spotkanie autorskie Konrada K. Pollescha „KANTOR”. Wernisaż odbędzie się w siedzbie Galerii, przy ul. Lwowskie 24, 27 maja 2022r., o godz. 18.00. Wystawa będzie dostępna dla zwiedzających do 1 lipca 2022r.

„Kiedy Tadeusz Kantor zaproponował mi, bym uczestniczył w próbach spektaklu Nigdy tu już nie powrócę i dokumentował je, wahałem się, czy zaproszenie to przyjąć, jako że nigdy nie uprawiałem fotografii reportażowej, a to były zdjęcia stricte reportażowe, na dodatek w bardzo niekorzystnych warunkach oświetleniowych. W tamtych czasach robienie takich zdjęć było zatem nie lada wyzwaniem. Zgodziłem się jednak, prosząc, by Mistrz pozwolił mi zrobić również reżyserowane przeze mnie zdjęcia, w moim oświetleniu i na moim tle. Była z tym cała historia i dopiero po bez mała miesiącu udało mi się kilkanaście takich zdjęć wykonać. Dowiedziałem się wtedy, że on jest najlepszym reżyserem i nikt mu nie będzie mówił, co ma robić. „Ale przecież mi Pan obiecał, że takie zdjęcia zrobimy” – przypomniałem. „No trudno – odparł – obiecałem, to róbmy”. I to są te zdjęcia na jasnym tle, oświetlone moim światłem.

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Po wywołaniu filmów zrobiłem odbitki reżyserowanych przeze mnie zdjęć, poszedłem na Kanoniczą i dałem je Kantorowi. Artysta dokładnie je obejrzał i spytał, ile mi ma za nie zapłacić. „Nic, Panie Profesorze (lubił, by tytułować go profesorem, którym rzeczywiście przez jakiś czas w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie był, dopóki go minister Włodzimierz Sokorski nie wyrzucił za krytykowanie narzucanego przez ówczesne partyjne władze tak zwanego realizmu socjalistycznego), nie zrobiłem tych zdjęć dla pieniędzy, ale z ogromnego mojego szacunku dla Pana i dla tego, co Pan robi” – odrzekłem. Poderwał się od stołu, pobiegł na salę, gdzie wisiała wystawa jego rysunków, pięknie oprawionych w dębowe ramki, zdjął jeden z nich i wręczając mi go, zapytał” „Czy to Pana satysfakcjonuje?”. „Ogromnie – odpowiedziałem – ale proszę mi napisać, że to dla mnie”. Odwrócił rysunek i na czarnym tle, białą kredą napisał: „P. Konradowi – Tadeusz Kantor, 28 10 1987”. To był dzień jego imienin.

Konrad Pollesch - Galeria Atelier


Kantor był człowiekiem niezwykłym, nieprawdopodobnie twórczym i mimo że nikt go o to nie podejrzewał, niesłychanie skrupulatnym. Tysiące notatek i rysunków utrwalały jego przemyślenia. Do wszystkiego starannie się przygotowywał. Zawsze miał przy sobie notatki, rysunki i szkice przewidywanych sytuacji reżyserowanych spektakli. Zauważyłem, że kiedy próba, którą przygotował, skończyła się zbyt szybko i nie bardzo wiedział, co dalej robić, inicjował słynne awantury, z których słynął. Na środku piwnicy w Krzysztoforach, tupiąc nogami, krzyczał: „Ja nie mam warunków do pracy, niech tu natychmiast przyjdzie UB i mnie aresztuje, ja proszę, żeby wszyscy wyszli”. Rozejrzałem się po sali i zastanowiłem się, kto może wyjść: przecież nie akustyk Tomek, krawiec pan Ludwik, aktorzy… Bo właściwie jedyną osobą spoza teatralnej trupy byłem ja. Wziąłem więc moją torbę z aparatem i chyłkiem udałem się ku wyjściu. Wtedy szalejący na środku Kantor zatrzymał się i pokazując na mnie palcem, powiedział: „Pan nie!”.

Bardzo lubiłem rozmowy z Mistrzem w jego pracowni na ulicy Siennej, w Cricotece czy w kawiarni Noworolskiego, gdzie mnie zapraszał na kawę. Jeśli dziś czegoś żałuję, to tego, że nie nagrywałem naszych rozmów i nie robiłem zdjęć, ale wydawało mi się to wówczas niestosowne, za bardzo wkraczające w intymność naszych kontaktów. Raz tylko wyciągnąłem aparat i siedzącemu na Rynku, patrzącemu przed siebie Kantorowi zrobiłem zdjęcie, zbliżenie twarzy na tle Sukiennic, a potem artysta spojrzał na mnie z aprobującym uśmiechem i – zrobiłem drugie, właśnie kiedy na mnie patrzy, moim zdaniem jedno z najlepszych.

Pamiętam, że kiedyś podczas naszej rozmowy zapytałem go, czy któraś książka zrobiła na nim szczególne wrażenie, bo dla mnie była taką Czarodziejska góra Tomasza Manna. Powieść ta wywarła na mnie ogromny wpływ, ustawiając właściwie cały mój system myślenia i postrzegania świata. Kantor spojrzał na mnie i po chwili odparł: „Na mnie też”. Kiedy mu powiedziałem, że autorka najlepszej książki o fotografii, amerykańska filozof i pisarka Susan Sontag, również pozostawała pod ogromnym wpływem tej lektury, Kantor przyznał, że nie jesteśmy jedynymi wielbicielami Czarodziejskiej góry, i wymienił kilka innych nazwisk wielkich osobistości. Zapamiętałem tę rozmowę jako niesłychanie inspirującą i twórczą, mimo że dalej był to już tylko monolog Mistrza.

Kontakty z Kantorem nie należały do najłatwiejszych, czego doświadczyli wszyscy mający okazję się z nim spotkać. Chimeryczny, choleryczny, impulsywny, nieprzewidywalny w swoich reakcjach, do przesady wrażliwy na swoim punkcie, potrafił obrażać się o nieistotne niekiedy drobiazgi. Opowiadał mi kiedyś jeden z jego dyrektorów technicznych, że na przyjęciu w polskiej ambasadzie w Berlinie Kantor usłyszał, jak jeden z uczestników powiedział coś niepochlebnego o jego teatrze. Wezwał więc owego nieszczęsnego dyrektora (bo wszyscy ci dyrektorzy to byli chłopcy do bicia i kozły ofiarne wszelkich możliwych niepowodzeń) i kazał mu natychmiast wyrzucić tę osobę. Nie pomogły tłumaczenia, że to jest gospodarz przyjęcia, czyli ambasador, toteż wyszedł – a raczej wyrzucił się –sam Kantor. Ja miałem dla niego zawsze ogromny szacunek. Uważałem, nie bez racji, że jest on jednym z największych polskich artystów XX wieku – i on o tym wiedział. Nie wiem, czy oprócz siebie tak naprawdę kogoś lubił, ale cieszyłem się jego sympatią, co wielokrotnie mi okazywał. I byłem chyba jedyną osobą, której nigdy nie zrobił awantury.

Cricoteka na Kanoniczej była jego świątynią. Kiedy pokazałem mu kilkanaście zdjęć zrobionych w czasie prób, zaproponował mi, bym w Cricotece zrobił wystawę. Był to ewenement, bo nikt prócz niego przedtem, ani zresztą potem, nie miał w tym miejscu wystawy. Kiedy już w czerwcu 1988 roku wieszałem powiększone i oprawione zdjęcia, Mistrz wychodził ze swojego kantorka po lewej stronie od wejścia i przychodził popatrzeć na to, co i jak wieszam. Nie komentował, pozostawiając mi całkowitą swobodę działania. Aliści kiedy poprosiłem go, by coś o zdjęciach powiedział – nie o mnie, bo jak mu powiedziałem: ja na to nie zasługuję – na wernisażu wystąpił z napisanym na siedmiu stronach manifestem, zaznaczając: „To będzie tylko o panu”. Pierwsza strona owego manifestu to kartka białego papieru maszynowego A4, przedarta na pół, następnie sklejona kawałkiem brązowego papieru pakunkowego, pomazana kilkakrotnie białym korektorem w celu naniesienia poprawek oraz raz jeszcze paseczkiem brązowego pakunkowego papieru z napisanym flamastrem tekstem, jest sama w sobie dziełem sztuki, bo tak ją Mistrz był zaplanował, a po odczytaniu tekst ten mi ofiarował.

Kantor odwiedził mnie kiedyś w mojej uniwersyteckiej pracowni przy ulicy Gołębiej z pewną panią, prosząc, bym zrobił jej portrety. Podczas fotografowania oglądał wiszące na ścianach moje zdjęcia. Przy jednym z nich zatrzymał się na dłużej. Było to moje zdjęcie z cyklu tak zwanych pejzaży muzycznych. Powiedziałem mu, że jest to próba pokazania nieistniejącego świata, próba operowania plamami światła, które w efekcie powodują, że słychać płynącą z tych zdjęć muzykę, łatwo słyszalną dla każdego, kto chce ją usłyszeć. „Nie, proszę Pana – odrzekł Kantor – taki świat zobaczy każdy, komu kropla rosy wpadnie w lesie do oka. Pana zasługą jest tylko to, że obraz taki udało się Panu zatrzymać i na kliszy fotograficznej utrwalić. Piękne!”.

W pałacu „Pod Baranami” zrobiłem w czerwcu 1989 roku drugą po Cricotece wystawę moich zdjęć z prób Nigdy tu już nie powrócę i zaprosiłem Mistrza do wspólnego jej obejrzenia, jako że zdjęć tym razem było dwa razy tyle co na tej pierwszej. Zaprzyjaźniony ze mną Mieczysław Górowski, jeden z najlepszych polskich twórców plakatu, zrobił mi do tej wystawy przepiękny plakat wpisujący się – prócz kantorowych klimatów – dodatkowo jeszcze w 150. rocznicę powstania fotografii, przedstawiając oko z mojego profilu jako aparat fotograficzny. Powiedziałem wtedy Kantorowi, że Górowski marzy o tym, aby zrobić plakat do któregoś z jego spektakli. Nie było dyskusji, usłyszałem krótkie: „Ja jestem najlepszym plakacistą!”.

Często osoby krytykujące teatr Kantora zapytane, czy były na którymś z jego spektakli i widziały go na żywo, mówią, że widziały w telewizji. Oglądanie teatru Kantora w telewizji można by porównać do oglądania kaplicy Sykstyńskiej w czarno-białej „Przyjaciółce” z 1951 roku. Tacy ludzie nie rozumieją, czym był ten teatr, jako że to było swego rodzaju niezwykłe misterium, w którym trzeba było uczestniczyć, śledzić poruszających się na scenie aktorów, słuchać perfekcyjnie dobranej muzyki i obserwować dyrygującego tym wszystkim, krzątającego się po scenie Kantora, który to wszystko wymyślił i zaaranżował. Kantor był integralną częścią każdego przedstawienia, jednym z głównych, jeśli nie najważniejszym jego aktorem. Bez obecności Mistrza na scenie teatr byłby martwy – nie przypadkiem potwierdziło się to po próbach reanimacji teatru Cricot 2 po śmierci reżysera.

Zdaję sobie sprawę, że oprócz tych zdjęć „reżyserowanych” pozostałe nie są najwyższej jakości technicznej, co mi już kilkakrotnie zarzucano – ale broniłem się, że nie był to rodzaj lubianej przeze mnie fotografii, najważniejsze zaś było dla mnie uchwycenie nastroju tych prób, atmosfery, która tam panowała. I sądzę, że mi się to udało.”

Konrad K. Pollesch

Konrad K. Pollesch – Wystawa fotografii KANTOR

Wernisaż i spotkanie autorskie
Piątek 27 maja 2022r. godz 18.00

Wystawa czynna 1 lipca 2022r.

Galeria Atelier Chełm
ul. Lwowska 24

WSTĘP WOLNY

Kurator galerii: Ryszard Karczmarski
tel. 602 559 866

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Ok(n)o otwarte na teatr

Oglądanie zdjęć minionych przedstawień bywa bolesną przyjemnością. Spektakl zamieniony na nieme obrazy przemawia sprzecznościami: rozprasza się i ginie, a zarazem krzepnie i tężeje. Jego ulotny moment, forma dynamicznej przemiany zawiesza się w bezczasie i pozoruje gotowy, skrystalizowany kształt pozbawiony fermentu i brzmień. A jednak ten wydestylowany obraz jest gotowy do gry: do ponownego stawania się teatru – dzieła sztuki przechodzącego w sferę cienia, a jak twierdzi Man Ray, cień jest równie ważny jak przedmiot, który go rzucił. Używając metafory fotografii jako cienia realności, można powiedzieć, że Teatr Śmierci, teatr Tadeusza Kantora – pojmowany jako swego rodzaju centrum kulturowej rzeczywistości – rzucał liczne cienie, był bowiem prowokacyjnie i nieodwołalnie fotogeniczny. Odkrywali to artyści na całym świecie, wśród nich liczni polscy twórcy, zachęceni przez samego artystę do tworzenia zdjęciowych upamiętnień. Celowo nie mówię o dokumentacji fotograficznej, bo choć Tadeusz Kantor precyzyjnie określał funkcje archiwistyczne zdjęć, sam był święcie przekonany, że fotografia to dzieło sztuki. Dziś fotografie Teatru Śmierci na różne sposoby walczą o swą artystyczną autonomię, zamieniają się w serie niemal malarskie i komponują ten teatr na nowo. Zdjęcia – jak twierdzi François Soulages – prowokują do nieskończonej konfiguracji i rekonfiguracji przeszłości. Już prosty gest wskazania i wyboru pozwala je łączyć, izolować, fragmentaryzować, umieszczać w przestrzeni, w intrydze, opowiadaniu, na wystawie i w albumie – tak jak tu, gdzie reprezentują jeden, zdecydowany i konkretny typ widzenia.

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Czym zatem staje się teatr Tadeusza Kantora oglądany i utrwalany przez Konrada K. Pollescha? W roku 1987 artysta fotograf został zaproszony przez samego reżysera do współuczestnictwa w próbach do Nigdy tu już nie powrócę – okazał się wówczas nie tylko obserwatorem wysiłku aktorów, ale też indywidualnym ja, które chciało zarządzać obrazem: przenieść fluktuacje akcji w intensywność szczególnego momentu widzenia. To chyba pierwsza właściwość jego osobistej, czułej i cennej pracy: poszukiwanie klimaksu, utrwalanie momentu godnego uwagi jako skupienia emocji i natężenia akcji. Nie jest to łatwe w przypadku teatru Kantora, bo takich momentów w skondensowanych spektaklach Teatru Śmierci bywało wiele. A zatem aparat fotograficzny, a jednocześnie podmiot widzenia wykonywać musiał całą serię działań, podejmować błyskawiczne decyzje, trwać w wytężonej uwadze. Z kolei na próbach musiał poddać się nudnym, wytężonym wysiłkom zespołu artystów, a kiedy poszukiwania przeciągały się w wielogodzinne spektakle reżyserskiego uporu – wyłapywać momenty gotowe do prezentacji, scalone i poddające się estetycznym zaokrągleniom. Nie będzie w kadrach ujęć Pollescha momentów wahań, przestojów, nieczystych śladów szkicowanych zaledwie sytuacji, markowanych relacji. Trudno czasem oddzielić zdjęcia z prób od fotografii ze spektakli. Pole obrazu, jakim dysponujemy dzięki jego przedstawieniom, buduje dramaturgię i estetycznie skomponowany korelat scen teatru. Zdjęcia te stały się inspiracją do tworzenia wystaw jeszcze za życia Kantora w siedzibie Cricot 2 przy ulicy Kanoniczej w Krakowie oraz w Pałacu pod Baranami. Tak jakby artysta teatru za sprawą Konrada Pollescha zechciał obcować ze śladami i tropami własnego widowiska, poddać się fotograficznej magii, zamrożonej imaginacji scenicznej przefiltrowanej przez cudze spojrzenie, spojrzenie widza. Uprzywilejowana pozycja odbiorcy-fotografa nie wystarczyła jednak Polleschowi: obmyślił on własną koncepcję fotograficznego obrazu, dzięki której stworzył serię upozowanych sekwencji. Kiedy po raz pierwszy oglądałam zdjęcia scen teatru przerzuconych jakby do staroświeckiego atelier, z białym, pomiętym, płóciennym tłem, byłam zdezorientowana: nie wiedziałam, że to pomysł fotografa, raczej Kantora podejrzewałam o idee przemiany przedmiotów i osób własnego teatru w obiekty przesunięte w czasie, należące do minionej epoki, w której nie robiono zdjęć na scenie, a ponownie inscenizowano ich byt teatralny w pracowni fotografa. Powstało takich kadrów wiele, wiązały się one z ingerencją w strukturę spektaklu: jakby postaci z Nigdy tu już nie powrócę zostały zmuszone do bezlitosnego bezruchu, do pozowania. Jakby ich sceniczny status został zatrzymany przez uparte spojrzenie fotografa.

Spójrzmy na ich sekwencję: Kantor kontemplujący trumnę na tle białego tła, Kantor odwrócony tyłem spoglądający na swój manekin i towarzyszącą mu trumnę, Kantor i wyjątkowy portret Ojca, przedstawionego jako marioneta przykuta do pręgierza w Auschwitz, Kochanek i Księżna wepchnięta do kurnika, a także obiekty: wśród nich Wynalazek Pana Daguerre’a, aparat fotograficzny, który – jak pamiętamy z inscenizacji Wielopole, Wielopole – zamieniony został przez artystę w śmiercionośną maszynę przeniesioną także do Nigdy tu już nie powrócę. Tam też postaci z minionych spektakli, między innymi Kurka Wodna, celowały z niego do swego twórcy, by zemścić się na autorze, dokonać jego egzekucji. Kantor przewidywał: byt teatru bez obecności fotografii to śmierć, nieodwołalna i konieczna, jedyna i ostateczna rywalka twórcy. Zdjęcia są zatem klepsydrami: emblematami braku, w których czai się zamach na mrok. Powołują bowiem do istnienia – jak przekonywał Roland Barthes – światło obrazu.

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Na zdjęciach pozowanych oglądamy wyimki inscenizacji zaproszone do ponownego bytu w skomponowanych ujęciach, krystalizacjach, które wypadły z widowiska i zostały ponownie zaaranżowane. O ponownej inscenizacji teatru w obiektywie fotografa wiele się dziś mówi i pisze. Jeśli chodzi o teatr Kantora, to myślę, że Konrad Pollesch stał się mistrzem takich ujęć, wykorzystanych później po wielokroć w publikacjach poświęconych Kantorowi między innymi w pięknej książeczce Tadeusz Kantor. Obiekty / Przedmioty. Zbiory Cricoteki, Kraków 2007. Pollesch, wiążąc swoje widzenie fotografa z Kantorem w późnych latach osiemdziesiątych zeszłego stulecia, znalazł się we właściwym czasie na właściwym miejscu. Obaj artyści niejako powrócili do minionego fin de siècle’u, odnaleźli wspólnotę poszukiwań twórczych w szczególnym upodobaniu do modernistycznej, regresywnej nostalgii, do gry z przeszłością, gry niewolnej od stylizacji i od pastiszowania dawnych technik artystycznych. Kantor połączył swe upodobanie do powrotów i rekapitulacji przeszłości, do Powrotu Odysa z 1944 roku; dużo młodszy, urodzony w rok po wybuchu wojny Konrad Pollesch poprzez techniki i aranżacje fotograficzne wszedł w relacje z fotografią z przełomu wieków. W jego dorobku w tym czasie – abstrahując od teatru Kantora – oprócz zdjęć aranżowanych w pracowni fotograficznej znalazły się zdjęcia świadomie inscenizowane i wykonywane w dawnych konwencjach, na przykład w rekreowanej technice gumy chromianowej. Obaj zatem na różnych zasadach uprawiali kult przeszłości w łonie nowoczesnego myślenia o sztuce schyłku XX wieku, obu inspirowały strategie wskazujące na filiację teatru i fotografii: Kantora interesowała rola zdjęcia na scenie, Pollescha funkcja fotografii inscenizowanej. Zbliżenie fotografii i teatru w partykularnej relacji dwóch twórców wydaje się dziś szczególnie znaczące i cenne.

Zdjęcia teatru Kantora dobrze zobaczyć na tle znakomitych fotografii Pollescha z krakowskich ulic, krakowskiego cmentarza żydowskiego, miejsc, które jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nosiły piętno poruszającej, zrujnowanej przestrzeni. Zdjęcia portretowe Kantora warto zderzyć ze znakomitymi portretami Pollescha obrazującymi postaci środowiska krakowskich uczonych i artystów. Choć tu akurat widziałabym różnice. W portretach twórcy Teatru Śmierci „żywy obiekt” wymyka się autorytarnemu widzeniu fotografa. Pollesch chętnie odkrywał indywidualne cechy osobowości, które uwieczniał, lecz często nakładał na nie własne klisze skojarzeń artystycznych i wizerunków modeli z przeszłości. Kantor wymyka się tym inklinacjom, nie poddaje się stylizacjom i petryfikacjom, co sprawia, że Pollesch ulega dynamice osoby przekornej i autorytarnej, a zarazem tworzy portrety niewymuszone, jakby przypadkowe. W sekwencji wizerunków widzimy Kantora, który „grzebie” w fusach w filiżance z kawą, lekko porusza się uwieczniony nad rękopisem, przychylnie spogląda na wykonawcę zdjęć przyłapany w dobrym świetle na Rynku w Krakowie, daje się uwiecznić, a zarazem żyje nieobarczony koniecznością bycia: wystawiania się na pokaz. Pollesch zostawia zatem ciekawe świadectwo nie tylko zdjęć upozowanych, ale także utrwala artystę oddychającego swobodnym życiem: w określonym czasie, w określonym miejscu, u schyłku własnego trwania.

Zdjęcia portretowe Kantora w wykonaniu Konrada Pollescha na tle innych, jakże licznych fotografii portretowych krakowskiego artysty są dla mnie ważne, bo pokazują dowcip i humor artysty, ukazują go jako przewrotnego ironistę albo utrwalają w sytuacjach zwyczajnych: zupełnie inaczej niż na przykład fotografie Maurizia Buscarina czy Jacquie Bablet, którzy podkreślali powagę Kantora-demiurga. W fotografiach Pollescha Kantor jest bardziej dostępny, tricksterski, bawi się własną sztuką, ironicznie spogląda do obiektywu. Tak jest na przykład na fotografii wykonanej na tle plakatu z wystawy Konrada Pollescha: powiększony wizerunek profilu autora zdjęć uwieczniony na afiszu jest dostojny i nieruchomy, z kolei „żywy” Kantor wychodzi ku nam (sfotografowany przez Pollescha) z jakimś przekornym mrugnięciem, być może zwyczajnym opadnięciem powieki. Ten podwójny portret artystów jest też właściwie autoportretem Pollescha, który robi zdjęcie: przekonuje, że sam stał się towarzyszem wędrówki, asystentem pamięci o teatrze, który przeminął.

Jest jeszcze jedno pole skojarzeń: w latach dziewięćdziesiątych, a więc już po śmierci Kantora, Pollesch zaczyna tworzyć serię zdjęć zatytułowanych Okna. Będą to odbitki w technice gumy chromianowej, ujawniające malarskie talenty fotografa. Zdjęcia te przywołują skojarzenia ze wspaniałymi obrazami Vilhelma Hammershøia, przywodzą na myśl inscenizacje Wnętrza Maurice’a Maeterlincka, ale przede wszystkim świadczą o ponownej styczności dzieła Kantora i kunsztu fotografa. Upodobanie twórcy Umarłej klasy do okna jako przedmiotu teatralnego, do ramy, okna na scenie i w obrazie spotyka się z wizjami Pollescha. Kompozycje pokazujące okna w ciemnych pomieszczeniach są jak synonim fotograficznej ciemni, w jej mroku wyzwala się w ciemnej ramie plama światła, podstawowe narzędzie fotografa umożliwiającego widzenie, poznanie i pamięć.

Katarzyna Fazan

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Konrad K. Pollesch

Urodził się w 1940 r. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 1958 – 1963. Od roku 1962 zajmuje się fotografią, podróżując po wielu krajach m.in.: Austrii, Finlandii, Francji, Niemczech, Szwajcarii, Włoszech, Szwecji, oraz USA, gdzie przebywał dwukrotnie, jako stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej (w 1979 roku) i Departamentu Stanu (w 1988 roku.)

Uprawia portret i pejzaż ,a od 1985 roku wykonuje zdjęcia w technice gumowej, co zaowocowało licznymi wystawami w kraju i zagranicą, m.in. „30 gum z cmentarza Remuh” (Galeria Hadar, styczeń 1991), „Dwadzieścia zdjęć z jednego negatywu w technice gumowej” (Galeria ZPAF w Krakowie, listopad 1992), „Pollesch w Atucie GUMY” (Galeria Klubu Fotograficznego „ATUT” w Koninie, maj 1995), „Konrad K. Pollesch GUMA” (Mała galeria fotografiki ZPAF w Toruniu, październik 1995.), „Krakowskie zdjęcia w technice gumy” Lwów 2000 „Kilka portretów i prac wykonanych w technice gumowej” Galeria ZPAF Kraków kwiecień 2003.

Od 1991 roku jest członkiem Europejskiego Stowarzyszenia Piktoralistów z siedzibą w Brukseli.
Specjalizuje się w fotografowaniu dzieł sztuki. Jest autorem zdjęć do albumów z serii „Muzea Świata”, oraz dwóch monograficznych, autorskich albumów o Muzeum Czartoryskich w Krakowie. (Muzeum Narodowe w Krakowie Kolekcja XX Czartoryskich, pod redakcją Marka Rostworowskiego, Arkady 1978, Muzeum Czartoryskich historia i zbiory, monografia pod redakcją Zdzisława Żygulskiego jra, Kraków 1998). Współpracuje z licznymi czasopismami w kraju i zagranicą, publikując zdjęcia o tematyce kulturalnej oraz portrety.

W latach 1987-1990 dokumentował działania teatru CRICOT 2 Tadeusza Kantora, czego efektem były wystawy: „Nigdy tu już nie powrócę” fotografie z prób, CRICOTEKA czerwiec 1988, „Kantor w fotografii Pollesch’a” Pałac pod baranami, lipiec 1989, „Kantor i jego teatr” Nowohuckie Centrum Kultury, „KANTOR, w drugą rocznicę śmierci” Galeria fotografii ATELIER pod patronatem ZPAF, otwarcie 8 grudzień 1992. „Tadeusz Kantor fotografato da Pollesch” Instytut Polski w Rzymie, grudzień-styczeń 1995/96.

Konrad K. Pollesch związany był przez pewien okres z TV Kraków, biorąc udział w programach o tematyce fotograficznej. Telewizja Kraków nakręciła kilka programów poświęconych pejzażom, technikom szlachetnym, kolekcjonowaniu starej fotografii, oraz wystawie portretów profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego „W todze i prywatnie” (marzec 1986 roku). W lutym 1989 roku TVP emitowała w cyklu „PORTRETY”, 50- minutowy film Stefana Szlachtycza pt. Konrad P. czyli historia pewnego oka. Razem z Dariuszem Pawelcem z TV Kraków zrealizował cykl programów oświatowych dla młodzieży szkolnej poświęconych fotografii Fotki dla ciotki – lipiec 1994, styczeń 1995.

W latach 1971 – 1997 prowadził zajęcia dydaktyczne z fotografii dla studentów Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Konrad K. Pollesch uczestniczył w wielu ważnych wystawach zbiorowych, jak np. „Polska współczesna fotografia artystyczna Warszawa, Wrocław 1985 r. Międzynarodowe Biennale Grafiki Kraków 1986 r. (odbitki gumowe) , „40 lat ZPAF” Warszawa 1987, „Fotografia polska 1889 – 1979”- Nowy Jork, Chicago, Paryż, Londyn, „Przemoc, seks, nostalgia” – ZPAF Warszawa 1989 (I nagroda w dziale „Nostalgia”).

Jest autorem ponad 40 wystaw indywidualnych, prezentowanych w licznych miastach w Polsce, oraz za granicą m. in. w USA, Kanadzie, Francji, Austrii, Belgii, Szwajcarii, Izraelu i Czechosłowacji.

Na przełomie 2003/2004 pokazał w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego cieszącą się ogromnym sukcesem wystawę fotomalarskich pastiszy „ANTENACI NASZYCH WIELKICH”

Konrad Pollesch - Galeria Atelier

Prace K. Pollescha znajdują się w zbiorach International Center of Photography i Museum of Modern Art w Nowym Jorku, Library of Congress w Waszyngtonie, Musee d’Art et d’Histoire we Fryburgu w Szwajcarii, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi, Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Muzeum UJ i Muzeum Fotografii w Krakowie, oraz licznych prywatnych kolekcjach w kraju i zagranicą.


Related articles